O co tutaj chodzi? Jest to historia, pewnego myśliwego .
Żeby było bardziej nietypowo, jest tak jakbyście grali w RPG'a.
Zadania/Questy itd.
To co widzicie poniżej, to tylko wstęp, pisałem to rok temu, a zwiera dokładnie 15 rozdziałów.
Jeśli będzie się Wam podobać, zamieszczę, resztę.
Osadzone w wymyślonym przeze mnie w świecie. W okresie średniowiecza.
ROZDZIAŁ PIERWSZY, "Zadania"
Otwieram oczy, podnoszę się, wyglądam przez okno, drogi puste, a w mieście tak cicho i spokojnie, jakby nikt w nim nie mieszkał. Idę do studni, nabieram wody, myję się, zakładam zbroję, miecz, łuk i wychodzę, jak codzień. Mijam karczmę, burdel, zatrzymuję się na targowisku, kupuje chleb, wode i wóde, co by mi nie było smutno samemu na polowaniu, gdzieś w głębi lasu. Ruszam dalej, mijam świątynie i wchodzę do sklepu mojego zwierzchnika, łuczarza Rengolda.
- Możesz mi powiedzieć co to ma być?!
I zaczęło się, codziennie to samo, to źle tamto nie dobrze, choćbyś się starał i robił wszystko jak najlepiej potrafisz, dostaniesz opierdol. No cóż, niestety muszę tego słuchać, tylko on zechciał przyjąć mnie do pracy, dzięki niemu mam gdzie spać, i za co jeść.
- Oczywiście. To jest skóra wilka. - Odpowiadam.- Masz mnie za idotę?! Co Ty sobie kurwa myślisz? Że będę Ci płacił za coś takiego? Poszarpane i dziurawe, robisz sobie ze mnie jaja?! Czy Ty do jasnej kurwy jesteś ślepy? Spróbuj jeszcze raz odwalić taki numer, a wylecisz na zbity pysk!
- Dobrze przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - Musiałem zachować pełny spokój.
- No mam nadzieję, chyba, że znowu chcesz spać w lesie.
- Co dziś mam robić?
- Bierz te strzały, powinny Ci wystarczyć. Ruszaj za miasto w okolice farmy Argona, na wzgórzu nieopodal, znajdziesz trolla, zabij go i przynieś mi jego skórę.
- t.. tr.. trolla? To dość silny przeciwnik. Z takim potworem nie mam żadnych szans. - On chyba żartuje? Nie jestem wojownikiem, nie pokonam trolla...
- Ale nic mnie to nie obchodzi, powiedziałem co masz robić, więc ruszaj dupe! Do wieczora chce Cie tu widzieć wraz z trofeami!
Wyszedłem, nie było sensu się kłócić. Zadanie to zadanie, nieważne czy zginę, czy nie. Przecież mój los nikogo nie obchodzi.
Gdy zmierzałem do bram miasta, zaczepił mnie strażnik.
- Psss, ej Ty, podejdź no na chwilke.
- Witam, czy mogę Ci jakoś pomóc? Zdziwniony byłem, całą sytuacją, bo przecież czego może chcieć ode mnie strażnik miejski.
- Wyglądasz na porządnego gościa, więc mam nadzieję, że zainteresuje Cie moja propozycja. - Rzekł strażnik wyciągając spod zbroi skórzaną sakiewke.
- Ale, o co chodzi?
- Ta sakiewka *potrząsa*, pełna złotych monet, będzie Twoja, jeśli mi pomożesz. Ostatnio wdałem się w bójkę z obywatelem miasta, a ten poskarżył się dowódcy straży. Jako karę, komendant rozkazał mi zdobyć, i zanieść trzydzieści surowych kawałków mięsa, królewskim rycerzom stacjonującym poza miastem. Sęk w tym, że ja nie umiem polować, a co dopiero patroszyć zwierzynę. Ty jesteś myśliwym, więc pomyślałem, że mi pomożesz.
- Trzydzieści? Nie jest to łatwe zadanie. Może zacznijmy od tego, ile pieniędzy masz w torbie?
- Sto przepięknych złotych monet.
- Daj mi 50 sztuk złota, a za resztę kup na targowisku piętnaście kawałków. - Zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie, było widać, że strażnik naprawdę potrzebuje pomocy, to czemu mam mu nie pomagać? Do tego dobrze płacił...
- Zaraz, zaraz. A jeśli mnie wykołujesz? Weźmiesz 50 sztuk złota, i uciekniesz. Nie ufam Ci.
- Więc, może umówimy się inaczej...
- Co masz na myśli?
- ...dziś wieczorem, spotkamy się w karczmie Ilji, ja przyniose mięso, a Ty pieniądze.
- Dzięki Ci Boże, że są na tym świecie tacy dobrzy ludzie jak Ty.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia!
- Pan z Tobą!
Ruszyłem, w drogę. Na dziś zapowiadało mi się dużo roboty.
ROZDZIAŁ DRUGI "Polowanie z niespodzianką"