No to lećmy
Casablanca
Film klasyczny, stanowiący ważny element światowej kinematografii. Niestety ze względu na swoją formę nie zyskuje w dzisiejszych czasach należytego rozgłosu. Jest to klasyczny w melodramat, historia rodzącego się uczucia dwojga ludzi, na tle ogarniającej coraz więcej terenów II Wojny Światowej.
Tytułowa Casablanca to miasto znajdujące się w Maroko, które w czasie II WŚ stanowiło wolną ziemię, wolną od wojny. Był to punkt przez który trzeba było przejść, by znaleźć się w Ameryce. Dlatego właśnie Casablanca, mimo że czarno-biała, jest tak barwnym obrazem. Różnorodni ludzie pojawiają się, wielkie indywidua.
Wśród nich poznajemy kogoś, kto doskonale odnalazł się w tej rzeczywistości.
Rick Blain prowadzi knajpkę amerykańską, która każdego wieczora tętni życiem. On sam uchodzi za człowieka, którego los innych nie obchodzi, pozbawionego uczuć, topiącego swe życie w litrach alkoholu. Jak widzimy w trakcie filmu nie do końca tak jest, bohater zmienia się pod wpływem innych osób.
Główne zmiany zachodzą w nim za sprawą jednej kobiety - Ilsy Lund.
Była kochanka Ricka, obecnie związana z Victorem Laszlo, wpływa pozytywnie na twarde serce Blaina, wywołując w nim swego rodzaju zmieszanie. Mamy tu klasyczny obraz walki bohatera z sobą samym, ze swoimi słabościami i twardymi zasadami. Jak postąpi? Czy pomoże członkowi ruchu oporu uciec przed Niemcami do Ameryki, czy raczej zawalczy raz jeszcze o serce swojej ukochanej?
Osobiście przyznaję, że zasiadłem do filmu tylko ze względu na to, że on ważnym punktem w historii kina i nie oczekiwałem dotrwać do końca seansu. Na szczęście mile się zaskoczyłem, historia tam opowiedziana, jak to w melodramatach, nie porywa akcją, ale urzeka. Jest w filmie coś co przyciąga, przynajmniej mnie było w stanie przyciągnąć, a zakończenie było lekko zaskakujące, wręcz trzeba przyznać, że... hmm, mało pozytywne, lekko tragiczne.
Fanom kina polecam, bo jeśli ktoś uważa się za kinomaniaka to nie może przejść obojętnie obok takiego klasyka!